piątek, 28 sierpnia 2009

Lima-aparat

Powrot z Huancayo, ale goraca w autobusie...jasne bo jak sie nie pomysli zeby otworzyc osno, sie pieklismy przez 7 godzin i dopiero na ostatni 30 min ktos uchyli lufcik i uff ale ulga! A no i co wazne autobus jedziec 7 godz, kosztowal 12 soli ( potem taxa w Limie 30 min 10 soli) to jakis zart chyba, transpòrt tu jak sie jedzie z lokalnymi jak my i bez kibelka., dla mnie problem ale na szczescie sie zatrzymuje dosc czesto) i w tygodniu to naprawde tanioszka! A jak nie zdazyles kupic walowki na droge , to bez problemu na kazdym postoju przydrozni sprzedawcy czy to chleba, ciastek, sera, jherbaty cieplej w butelce po Coli pakuja sie do autobusu i proponuja wszystko co mozliwe, albo nawet wsiadaja i jada z Nimi do nastepnego postoju lub gdzie ich kierowca wypusci, oby tylko zarobic pare soli, i jest tez przerwa na lunchyk. Piekne gorskie widos¡czki, tylko sucho, malo roslinnosci i pare ruder w ktorych ktos mieszka tez mijamy... Cos co u NAs ot chyba nie mialoby mijesca w Autobusie puszaczaj takie filmy, ze az strach,horrory, krew sie leje w ciagu dnia...(...cos tak CreeK- taki tytul) no porazka, i to w ciagu dnia gdy male dzieci na pokladzie i nikt nic nie powie, no wiecie skandal..oburzyla sie Sylwia!:)
Andres z Synne wracaja na farme do Ecco Trully a ja zostaje na noc w naszym slicznym hosteli Espana w Limie, oddaje aparat do naprawy po 6-8 dniach maja iwedziec co jest nie tak, czy sie da naprawic i za ile...jutro na farme sie udam. A autobusie miejskim zapakowana 2 plecaczki i torebka, wiec typowo jak turysta poznaja milego starszego Pana, nauczyciel z Lime, ktory jest z Iguitos, miastow Jungli do ktorego mozna dostac sie tylko lodka, ktory potem pomaga mi niesc plecaczek, biedny on taki malutki ze sie przwie ugina pod nim. Tu ludzie sa niesamowicie mili!! i przyjazni, i jak umieja rozmwiac po angielsku to sie wypytuja o wszystko i daja mnostwo rad, juz je od innych slyszalam ale jak Oni mili to i ja mila i poslycham raz kolejy:)

poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Huancayo- pelna taxa





Dojezdzamy do Huancayo 3 godziny `pozniej niz powinnismy wiec nie o 2 a o 5, bez sensu wiec pakowac sie do jakiegos hostelu i placic, mily pan kierowca pozwolil nam przekimac pare godzin a autobusie az sie zrobilo jasno do 7. Kurcze jak za dawnych czasow, obozy "wedrowne" i te sprawy...cz
22-sobota wiec ruszamy w droge by znalezc jakis nocleg i zostawic torby, po drodze hoterl, pokoj 3 osobowy 80 soli = 80 zl, za duzo...idziemy dalej, znajdujemy hospedajke(czyli pokoje goscinne) za...20soli (7zl od osoby) dwa lozka sa, lazienka metr na pol, i nawet przysznic z ciepla woda,heh tu prysznice znow elektryczne wiec trzeba bardzo uwazac zeby nie dostac szoku elektrycznego, zawsze w klapkach i lepiej nie krecic galka jak juz sie jest mokrym tylko przez recznik..takie tu wynalazki sa:)..wystarczy , zostajemy!
Huancayo to bardzo typowe peruwianskie maisteczko, duzo straganow na ulicach, sklepy, motorotaksowki wszedzie, wany jak autrobusy, ciagle slychac odglos laksonow samochodowych, malo turystow. Spedzamy, cudowny, spokojny, sloneczny typowo wakacyjny dzien. Wszystko powoli, zyjemy polodniowo amerykanskim czasem:) Kolega Andreasa miejscowy Cezar zabiera Nas na wycieczke do Klasztoru Franciszkanow, dojazd przez wioske Concepcion, gdzie znajduje sie druga najwieksza ( po tej w Buenos Aires) figura na wzgorzu, tutaj to postac MAtki Boskiej, i zalapujemty sie nawet na miejscowy pokaz mody, hehe, ciuszki jak z Reserved...DOjezdzamy do klasztoru Santa Rosa de Ocopa, malowniczo polozonego, zbudowanego rpzez Franciszkanow ( ufunduwanego przez Sw Franciszka z Asyzu) na poczatku XVIII wieku, jako misyjne centrum w dzungli, by szezyc religie wsrod okolicznych plemion indianskich. Teraz muzeum posida bardzo bogata biblioteke pism religijnych (ponad 20000egzemplazy, ksiegi nawet z XV wieku) i w jednej z sal wiele malunkow wykonanych rpzez mnichow i pobliskich artystow przedstawiajacych historie chrzscijanstwa na tych terenach..wyglada jak w przedszkolu, cale sciany i sufit w kolorowych malunkach, oprocz niektroych scen mordu ( al enie sa wcale tak drastyczne). Mi najbardziej podoba sie kolecja wypchanych zwierzakow zamieszkujacych dzungle,weze, malby, mrokojady, krokodyle, mnostwqo ptactwa i motyli teraz jeszcze bardziej chce sie tam wybrac:).
Mala historyjka o klasztorze...ponoc niegdys po drugiej stronie ulicy od klasztoru znajdowal si eklasztor zamieszkiwany przez zakonnice...dopoki nie odkryto uwaga..podziemnego tunelu laczacego oba klasztoru i szkieletow dzieci pochowanych w podziemniach tunelu...uu..nie symatyczna historia w kazdym razie zakonnice przeniesli (czemu nie przeniesli zakonnikow?).
W zakonie spotykamy Ewe, ktora nie zdazyla przeczytac mojego maila z rana mowiacego o tym ze przyjezdzam...i tak sie zszokowalam jak mnie zobaczyla,ze az jej lzy polecialy..faktycznie zbieg okolicznosci spotakc niespodziwanie kogos w Peru, a mialam byc 300 km z tad..
Cos mi sie wydaje ze Andres i Synne maja sie ku sobie wiec rozmawiam glownie z Cezarem...i to po hiszpansku..hm nawet daje rade;) Wszedzie poruszamy sie lokalnymi busikami albo taksowkami, trtansport tu jest tani a do klasztoru z Conception we czworke jedna motorotaksowka, dojechalismy!
Wieczorem z Ewa i Gregiem, australijczykiem od niej z projektu udajemy si ena miejscowa dyskoteke, jak nasz dancing;) z orkiestra i tancami za raczke () w tutajszych klubacz ponoc graja ...., ale nie iwem nie bylam. Alez mily spokojy dzien!!
23-niedziela- rano market z roznosciami ale nawet dla mnie za dlugo, synne kupuje mnostwo amiatek i przy kazdym stoisku po 10 min, podziwiam Andresa za jego cierpliwosc, ale on z Meksyku bardzo relakxed, potem Chupaka, gdize Ewa ma swoj wqolontariat¿ mysle powaznie zeby tu przyjechac na dwa tygodnie i poznac lepiej zycie miejscowych ludzi, bo jest tu bardzo oryginalnie? i na lagune czyli nad jeziorko gdzie odbywa sie akurat miejscowy festyn ¿ jak festyny w Dzieminach;)muzyka jak disco polo, przejazdzki konne, lodki do wynajecia, bar z piwkiem i kurczakami, odbywaja sie zawody w siatkowke) Idziemy nad wode, goraco zima a tu okolo 30stopniw sloncu a i trzeba na slonko bardzo uwazac bo nad Huancayo duza dziura ozonowa wiec wszyscy w kapeluszach i tak mamo uzywam kremu.. Wypozyczamy wodny rowerek, pelen relaks.
Najwieksza frajda jazda taksowka, taksowki tu mega tanie 1,5sol czyli tak jak zl za osobe a trasa jak z Wrzeszcza do Gdanska okolo, w drodze tam najpierw wsiada jakas pani z ludowym stroju z akumulatorem, potem wysiada zmienia ja inna ktora juz z nami nad jeziorko. Taksowkarz moze po drodze wysadzic kazdego tam gdzi echce ale najlepsza byla jazda z powrotem: osob w taksowce 10!!!plus kierowca. No tak skoro kasuja za osobe to biora ile sie da, my w 3 na tylnym siedzeniu, pan z zona na kolanach na przedzie i 2 mamy z corkami i cala paka pakunkow ktore pewnie sprzedawaly na pikniku ¿ czyli bulki albo wiadra w ichnim napojem chicha na pace. No to ruszamy, po drodze maly postuj, musza przjesc krowy i osilek, ale ubaw, mam filmik.
No i dzis= poniedzialek, Andes z Synne udali sie wspinac na pobliska gore z lodowcem, ja z moimi poharatanymi paluszkami jeszcze nie porywam sie na takie spacery wiec pojechalam do Ewy zobaczyc jak wyglada ich wolontariat, pomoglam jej nieco przygotowywac zajecia z angielskiego dla dzieci...do szkoly nie zdazylam, ale sama wioska i dom no coz podoba mi sie, zaden tam luksus ale przynajmniej widzi sie jak mieszkaja miejscowi ludzie, koordynatorka gotuje im posilki i razem z mezem rozsylaja ich po szkolach tlumacza program i koordynuja zajecia, Ewa jest zachwycona, mowi ze dzieciaki sa slodkie tylko ciezko im pozostac skupionymi przez godzine, wiec trzeba wymyslac malowanki, piosenki wierszyki. Nie wiem czy nadaje sie na nauczyciela ale z ciekawosci pobycia troche w typowym miasteczku chyba tu wroce na chociaz tydzien wolontariatu, pomysle jeszcze...W nocy z powrem do Limy i na nasza ekologiczna farme, mam nadzieje ze w Limie znajde jakis pozdany sklep z naprawa aparatow...tu nawet takich nie sprzedaja...pokombinuje!
25- wtorek. Zostalismy jednak na noc z Huancayo , Oni wrocili tak wyczerpaniz wycieczki ze potrzeobwali snu. A ja wieczorkiem znalazlam kilka wegetarianskich restauracji, zaraz kolo naszej noclegowni, bo Andreas jest wegetarianem i Synne tez prubuje i wczoraj nie moglismy przez dlugi czas znalezc zadnej, w Peru to niemal misja nie do wykonania, wszedzie kurczak, swinka, miecho a tu prosze zaraz kolo Nas 3 na jednej ulicy, jestesmy w najbardziej wegetarianskiej czesci miasta, teraz jak zaraz wyjezdzamy, kto wiedzial heh!
Wyprawa na glacier- Podobno gora na 5000m, wycieczka 15 osob z jednym przewodnikiem, i kazdy chory, albo wycienczony, ciezko oddychac albo zyganie i jedna babke przewodnik na plecach musial znosic...ciesze sie ze nie pòszlam, zreszta z moja ostrupiala juz (wiec dobrze) stopa to za daleko pewnie bym nie zaszla.. W kazdym razie widoki ponoc ladne ale nie polecaja na przyszlosc...ponoc tak niebezpiecznie. Jakas parka sie prawie zgubila bo szlak srednio oznaczony i mgla..w Europie ze wzgledow bezpieczenstwa pewnie nigdy by sie taka wyprawa nie odbyla, a jesli tak to lepiej zorganizowana i ludzie powinni sie lepeiej przyogtowac ale nie byli poinformowani...o stopniu ciezkosci..inaczej pewnie nikt by nie poszedl...ale byli zoabczyli beda mieli wspomnienia!