środa, 30 grudnia 2009

SZCZESLIWEGO NOWEGO ROKU!!

Hej wszystkiem wszystkiego naj w 2010!!!!! Ja sie zamykam na 10 dni medytacji wiec dlatego zycze wczesniej!!!
Oby byl cudowny ten nadchodzacy rok!!!

piątek, 25 grudnia 2009

środa, 23 grudnia 2009

WESOLYCH SWIAT








Barszcz ugotowany, ciasto z herbatnikow prawie gotowe i co za wyczyn PIEROGI z kapusta i grzybami sa!! Aw dopiero teraz rozumiem dlacego mama woli kupowacpierogi....tyle godzin w kuchni, ja naprawde lubie gotowac...jesli nie trwa to wiecejniz 30 minut;)
Ale przyznam sie dobre mi wyszly..jutro paru gosci niech sprubuja polskie przysmaki!!!
Wesolych Swiat dla Wszystkich, sniegu brak...ale mala szopka w kuchni przez gospodarzy ustawiona!!!
Feliz Naviadad!!!

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Uwilebiam Cuzco, widok z okna San Blass










Ok, tak mi tu dobrze i mimo bioderka zabralam sie za kolejne 50 godzin kursu...tym razem musze dawac zajecia..idzie jak krew z nosa poki co ale mysle ze po prostu wprawy mi trzeba wiec plan jest taki na nowy rok na 10 dni medytacji kurs Vipassana (kolejny szalony wymysl- ja 10 dni bez gadania) ale sprubuje w Limie potem Ecco po raz kolejny zeby wyrobic godziny i chce do Cuzco na kolejny miesiac...jak wyjdzie..i czy plan nie ulegna zmianie..sie okarze...
I tu jest tak muzykalnie ze nawet ja z moim krzywym uchem codziennie niemal rozkoszuje sie jakimis darmowymi koncretami...w zajefajnych barach!!
No nic czas na zakupy...produkty napierogi...ojjj wyzwanie;)

Krowy w Limie


Zupelnie zapomnialam wspomniec jak bylam w Limie ostatnio to znow wszedzie byly na ulicach malowane krowy, one tez mnieprzesladuja..pierwszez agraniczne wakcje Z PAula, Zurich, potem Chicago, Geneva..comoze oznaczac krowa??;)

piątek, 18 grudnia 2009

Ayahuaska- WOW

Wizje, weze, placz, smiech, milosc, Dziemiany, jungla, rozowy kolor, malpy...i duzo duzo zadan domowych do pracowania nad soba, nie bede sie tu uzewnetrzniac za bardzo bo to dosc osobiste...co najbardziej ujmuje to w jednym slowie to WOW!!!i usmiech na twarzy;)

czwartek, 17 grudnia 2009

Balwany w Cuzco, wow

Teraz jest tu pora deszczowa i czesto popoludniami popaduje ale wczoraj leze sobie u fizjoterapeuty, na bioderko a tujak walnelo wow....i to nei snieg, grad...ale dzieciaki mialy radoche u mnie w domu przed drzwiami lokalni chlopcy male balwany lepili a ile zabawy pzy tym bylo, hehe troche polski na siweta!;)
Postarams ie zdjatko jakies wlanac...
A dzis wieczorem szykuje sie do sporzycia Ayahuaski...leczniczy szamanski wywar z roslin, leczy nie tylko cialo ale i umysl..."wino duszy" zobaczymy co mi roslina pokarze...
Hej pozdrawiam wszystkich!!!

środa, 9 grudnia 2009

czwartek, 3 grudnia 2009

Yoga Inbound Cuzco- kurs dla nauczycieli!



Al,ala...ala moje miesnie...wszystko boli... ale Nam daje wycisk Chaitania nasz nauczyciel, oprocz 2 razy dziennie praktyki i lekcji asan..czyli ze 3 godzny ciwczymy, wyklady, wyklady, filozofia i..koniecznosc nauki asan wedlug sansrtytu czyli np.surya namaskara, utthita trikonasana, prasarita padottanasana itp.i mantry.oj dawnos ie czlowiek nie uczy..ok lepiej ide powtarzac..OM!!!!
Naprawde ledwo ruszam miesniami ale bede silna;)
Na 4 dni jedziemy w gory zeby wiecej czasu moc poswiecic na nauke..ale nie narzekam w koncu sama doborwolnie sie na to zgodzilam wiec...OM!!!!!

Cudowne CUzco, San Blass, schody....



Naprawde nie wiem jak opisac jak rozkoszne jest mieszkac w Cuzco, dzielnica w ktorej mieszkam San Blass jest mega bohemowa i hippisowska, mnostwo artystow wszedzie, galerie, bizuteria, luzne ciuchy,bary, kafejki, wegetarianskie restauracjie...gdzie niegdzie pachnie gandzia...Bardzo podobnnie do Gracjii w Barcelonie gdzie mieszkalam..tylko elepiej i widok na cale miasto...Cuzco to chyba jak tak sie teraz zastanawiam najladniejsze miasto poczas mojej podrozy poki co!!!;) Tylko te pieprzone schody...do mnie jest od placu San Blass( a tam z centrum miasta tez pod duza gore jakies 10 minut) ale szkola na szczescie przy placu San Blass...12 a potem 125 i jeszcze 8 do domu i kilka kolejnych do mojego pokoju i nastepne do lazienki..bede miec uda jak cegly!!!

niedziela, 29 listopada 2009

Cuzo- pokoj na miesiac!!

Ale wow, jak dobrze miec swoje miejsce, wlasnie wynajelam pokuj u rodziny, polecony przez Mariske ktora tu kiedys zostawala, i mam swoje polki, na ktorych moge ustawic swoje rzeczy, szuflady z ubraniami, lampke nocna, polke na ksizkami, kuchnie i pokuj telewizyjny( to wspolne) ale uff naprawde po takim czasie wloczegi dobrze miec choc przez chwile sowje mijejsce. Moj kurs jogi zaczyna sie we wtorek i najpierw tylko 10 dni ale potem po 5 dniach moge zrobic dodatkowe 50 godzin (kolejne 5 dni), i cos tam na necie i to sie papier bedzie liczyl wiec do 20 pewnie tu posiedze a moze i na swieta, jak poznam jakis fajnych ludkow.Miasto jest przefajne, podabalo mi sie juz w sierpniu jak sie pielam na Machu Pichu, nie myslalm ze tu jeszcze wroce a tym bardziej na tak dlugo, ale droga mnie tu doprowadzila;) wiec mieszkam w Cuzco chwilowo;) No nic w kazdym razie tak tylko zemocjonowalam sie ze mam swoj pokoj. W super bohemowej dzielnicy San Blas, zaraz kolo miradoru, czyli punktu widokowego na cale Cuzco!!!;) NA razie mam pokoj z malym lozkiem i malym okienkiem, widok na sasiadow i pol na misto ale od czwartku mam sie przenisc do wiekszego z widokiem na cale miasto...tylko tak mi jakos dobrze w tym ze moze zostane..zobaczymy. W kazdynm razie w pokoju tv caly stos folmow, ach jak to dobrze, po prostu zostac w domu i obejrzec film!!!

Cuzco, wypad na ekologiczna farme z kompanami kursu nauczycieli jogi

czwartek, 26 listopada 2009

Copacabana- Wyspal slonca, Isla de SOl!!







Takie sliczne miejsce na ziemi, wyspa z slonca na jeziorze Titicaca z ktorej widac mniejsza wyspe ksiezyca!!Znow witajcie panie w oryginalnych stojach, z dlugimi warkoczami, osiolki i swinki!
Razem z poznanymi w autobusie Benem, MArta- super laska w koncu ma polskie korzenie i Jamesem, koles co zwiedzil chyba caly siwt lokujemy sie w hosteliku zaraz przy plazy zeby duzo nie chodzic z plecakami co wiaze sie z tym ze w poblizu nie ma nic,do wioski trza sie wspiac 20 min pod gore...nie relaks...z takim widokiem! wiec kolacja o 8 i spac alesmy sie wyspali i trzeba bylo jechac tak daleko.. a w poniedzialek wybieramy sie na trekking na druga strone wyspy...nie da sie slowami opisac widokow, choc troche jak plaze w Grecjii ponoc( MArta pol greczynka) , tak nawet w przewodniku napisane , i cicho spokojnie, prawie wogle ludzi nie ma, tylko na plazy natrafiamy na gromade dzieci ktore maja akurat przerwe w szkole i rzucaja sie na nas czy mamy cukierki, niestety nie mamy...dalam malej dziwczynce sminke pomadke sie cieszyla, i wszyscy nawet chlopcy chcili sie pomalowac;)
Podczas mojej podrozy powoli przestaje kierowac sie przewodnikiem, nie biegam po muzeach, nie pcham sie koniecznie zeby zobaczyc opisane ruiny...na wyspie sa ponoc jakies ale kompletnie je zlalismy, podziwianie widoczkow w zupelnosci wystarczylo!no wlasnie rozkoszuje sie atmosfera po prosu, pejzarzem, kultura i czasem z nowo poznanymi ludzmi..lepiej tak na spokojnie niz koniecznie wszystko zoabczyc i sie spieszyc...mam czas w koncu...;)
Na drugi dzien po powrocie z wyspy, pizza i oni rano ruszaja do La PAz, ja zakupy..switeczne;) i ponaje kolesia co robi bizuterie i ja sprzedaje na ulicach, wchodzimy w uklad jak mu zaplace za bilet to mnie nauczy nowych patentow..no chyba ok wymiana i jak moge komus pomoc. Ale na granicy niezle sie zdziwilam Carlos wogle bez paszportu podrozuje i podczas gdy wszyscy obcokrajowcy grzecznie melduja sie strazy granicznej pierw w Boliwi potem w Peru on sobie spokojnie czeka przed wejsciem..i nikt nic nie sprawdza, koles przekroczyl granice tak po prostu spacerkiem sie przeszedl..dobre.
Dzis w nocy autobus do Cusco, pare dni hostelik i 30 zaczynam kurs jogi i trzeba wymyslic plan gdzie swieta..kilka pomyslow ale ze plany tu ciagle ulegaja zmiania zobaczymy...

wtorek, 24 listopada 2009

Welcome back Boliwia!

Spontan, doejchalkam dize do BOlivi i wybieram sie na wyspa de Sol, poznalam wlasnie przed chwilka 3 samotnych podroznikow i jedziemy razem, chyba bedzie wesolo!;)

poniedziałek, 23 listopada 2009

Znow nie tam gdzie chcilaam, jutro Boliwia!

W niedziele postanowilam ze zabieram sie z Limy, Andres pojechal, Siantha tez wiec i ja sie rusze, chcialam do Cuzco zostawic tam rzeczy przed kursem jogi i ruszyc do Bolivi coby przedluzyc wize. W autobusie siedzialam kolo najmilszej pani co prawie nic nie slyszala wiec musialam krzyczec i cala noc przykrywala mnie kocem i karmila ciastkami, a w polowie drogi dosiedli sie 3 turystow i z kad tu kolejna niespodzianka, dwie Polki i Peruwianczyk, fajnie znow po polsku!;) ale...autobus nie pojechal odpowiednia trasa bo byly stajki i sluzsza droga jechal przez puno, ja dopieoro po godzinie zorientowalam sie ze przeciez to z Puno do Bolivi mam jechac wiec szybko w jakiejs wiosce wysiadka i busik z powrotem do Puno, no to jedna nocka tu i jutro znow Boliwia a wogle nie myslalam ze tu jeszcze wyladuje...
A to tak dla niewiedzacych bo chyba na swieta nie dotre, zabraklo mi czasu na jeszcze pare krajow i z tad ta zmiana planow i wznowienie wizy...

piątek, 20 listopada 2009

Co za spotkanie!!!

Pierwsze spitkanie dzis srtednio mile, bo po raz 4 ( jak ktos czytal wczesniej bloga to bedzie wiedzial o kogo chodzi) spotykam niespodziewanie na ulicy ALexa, kolesia co wczesniej spotkalam przypadkowo 3 razy..chyba mnie koles nie przesladuje no jak..
A drugie najsympatyczniejsze spotkanie jakie sie moglo zdazyc, 3 godzinki w Limie z Grazynka i z Tomkiem, ale fajnie pogadac po polsku i sie powyglupiac...znow zatesknilo sie do domu!!!
A juz myslalam ze nie wyjdzie, mielismy sie spotkac 30 ale nie dojechalam do Limy a wczoraj im odwolali samolot i dzieki tego sie spotkalismy, tak mialo byc!! Wiecej gosci Poski prosze, kto nastepny??
Ide po pomidory!!

Koncert the Killers- Lima 19.11.2009

Andres mnie zaprosil na koncert "The Killers" No co no fajnie zagrali!!!!

środa, 18 listopada 2009

Ale chatka

No djechalam 20 godzin uff goraca ale dojechalam i dotarlam do owej chatki i wow!! w centrum jednej z najdorzszych dzielnic w Limie i wow, tak by sie chcialo mieskza ca u 4 studnetow wynajmuje...moj pokuj telewizyjny wow!! a Jutro koncert "The Kileers" ide z Andresem i Sidantha wiec niemal jak ze stara paczka hehe. Nie no oczywiscie nie to co z Wami mam nadzieje na hinekena sie zalapac w 2010!!!

wtorek, 17 listopada 2009

Utknac w dupie

Hej no i poniewaz nie zdazylam wspiac sie pod wodospad t musz eczekac 5 lub kto to wie 6 czy 7 godzin na autobus do Limy ( 20 godzin w autobusie wow...)...w Pedro Ruiz..w moim przewodniku nawet slowa nie ma na temat tego miesjca za malutkie, no nic internet dziala...
A w Limie mam sie zatrzymac w domu poznanej francuzki w Iquitos, jej nie bedzie ale wspollokatorzy maja mnie ugoscic zobaczymy, tak na wszelki wypadek zeby ktos mial namiary: sarah.vozlinsky@sciences-po.org 1993264182 Lima calle Italia 175, Milaflores a kolega co ma mnie wpuscic do chatki to pablo: 01985897468, jeszcze nie rozmawialam z nim zaraz zadzwonie mam nadizeje ze sie uda, darmowy nocleg jak nie to po raz 7 hostel espania...hmm...
No nic moze poslucham se polskiej muzyki na youtube, jedzie pociag z daleka!:) jakies fajne nowosci do polecenia? a i czy ktos ma jakis sposob na skurcze? bo mnie lapia w stopy, zakupilam witaminki ale moze jeszcze cos? Dzieki za rady!

3 najwyzszy wodospad swiata..nie domaszerowalam ale z daleka.. wyglada na wysoki!

Dzis sobie wymyslilam ze przed podruza udam sie obejrzec 3 najwyzszy wodospad, Gokta ale...z informacji krote mi udzielili panowie ktorzy koniecznie chcieli zeby jechala z ich firma( oczywiscie) mialam isc piechota do wioski z ktorej 2 godziny do wodospadu minut 40...a zajlo mi 1,5 godizny i sie zmachalm bo w sloncu i nim doszlam do wioski COchabamba to juz wiedzialam ze mi sie kolejne pare godzin nie chce wspinac...a zreszta moge nie zdazyc na autobus zwlaszcza ze tu auto z powrotem do wioski jedzie jak..przyjedize wiec jak wieczorem nie przyjedzie..to utknelam na dobre...no to ok wracam do wioski Pedro Ruiz czekac na autobus..szkoda troche bo ponoc ludzie z calego swiata przyjezdzaja zeby zobaczyc ale coz tam z daleka widzialam wiec widzialam!;) nie za dzielny ze mnie piechor ale samej w ukropie 1,5 godzinki polna droga wystarczy!
Ale milo pbylo porozmawiac z madrym panem taksowkarzem, ktory zna Wojtyle opowiedzial troche o regionie Amazonas w ktorym jestesmy, o polityce kraju ze teraz za prezydenta Garci to o wielee gorzej ekonomicznie w Peru niz za wczesnejszego Toledo, ze korupcja wieksza, ze biedni coraz biedniejsi a bogaci sie bogaca....Wczoraj tez sie natknelam na kolesia co np. Walese znal z ksiazek i o komunizmioe duzo wiedzial, milo dla odmiany z madrymi peruwianczykami zamienic pare slow bo np. w Pisco to mi ludize mowili ze slonie zobacze w jungli...nie mialam sily zeby im to wybijac z glowy;) slonie slonie rozowe slonie!!w dzungli amerykanskiej oh yea!!

Szalona droga

sobota, 14 listopada 2009

Hamakownia- najcudowniejsze przezycie!!!






Ilez traca Ci co lataja samolotami i spia w 5gwazdkowych hotelach...przeciez o to chodzi zeby przezyc to co robia tutejsi ludzie. Przejazdzka lodka jedno z najciekawszych doswiadczen tu!!
Zaczela sie z przygodami, ci ludzie to anioly w Europie juz by byla burza!!! Zanim jeszcze ruszylismy przygody, przygody, harmider, harmider, zamieszanie, haos, zmiany planow....Jade na lodke , mamy ruszyc o 18.30 ja jade o 16.30 zeby zajac dobre miejsce.. choc i tak juz tlum, udaje mi sie rozwiesic hamaczek kolo spokojnej pani, milego pana, bagaz spinam na wszystkie mozliwe sposoby ( wczoraj jedna parke kanadyjczykow nim ruszyli z portu okradli, tzn jak laska si ezagapila to juz jej plecaczka nie bylo z paszportem, i wieloma innymi gadzetami wiec ja uwazam nim nie odplyniemy nie ruszam sie z miejsca i obserwuje) plote swoje branzoletki, zaprzyjazniam sie z mala Esmeralda i chlopaczkiem Jurim...wszyscy ciekawi jednym gringa na pokladzie ( do Nauty potem sie jacys dosiedli, sama posrod 246 peruwianczykow) ciekawie ciekawie....a tu nagle kolo 19.30 (jeszcze nie odplynelismy) ze silnik nie dziala i musimy zmienic lodke, co za beka...setki ludzi zwijaja szybko hamaki, lapia za bagaze , walizy i w dluga..a t jedno male przejscie po schodkach...
Juri przybiega do mnie i pokazuje ze zna skrot noto ok...ruszamy tylna droga rpzez kotlownie i bagazownie gdzie jest cargo ale dpobrze, jestesmy przed innymi dobre miejsca zajelismy przy rodzince Juriego, jego sietrze 16 letniej z roczna coreczka...tak..i mamie...duzo miejsca wygodnie ale..nie minelo pol godziny a tu:) az mi si esmiac che jak sobie przypomne...najpierw dwie lodki prubuja sie polaczyc zeby przeniesc cale cargo przeladowac bagaze a tu nagle....ogloszenie ze z powrotem na pierwsza lodke haha, znow mega zamieszanie, zwlaszcza ze sie rozpadalo, burza piruny, leje i ludzie nie chca isc w deszczu wiec co? lacza lodke przy lodce i dawaj wszystko przez polaczona okna, bagaze ludzie, dzieci..tak podaja sobie niemowlaki jak torby...uff udalo i mi sie przeskoczyc po tym jak musialam podac komus moje torby ale uff sa wszystkie...Po raz kolejny miejsce z rodzinka Juriego, teresa jej coreczka sliczna Rosi i mama..tym razem jest ciasno, mega ciasno...oj nie wy`spimy sie..
Moze w koncu ruszymy, 23...na Amazonce ponoc duze fale z pòwodu burzy i nie bezpiecznie wiec jeszcze postoimy..no przeciez...ale o chyba w koncuy ruszamy, juz teraz to powoli przysypiam w hamaczku...po paru godzinach, ciasno i nie wygodnie, jak sie ktos z boku ruszy to mi sie wbija w bok...( ajk wiatr zawieje to i nawet zimno, po raz pierwszy zino mi w jungli)przebudzam sie jakies swiatla, kolejny port, juz..mialo byc 12 godzin do Nauty kolejnego portu...za szybko chyba...to dalej Iquitos, wrocilismy jednak, za duze fale...prubujemy jeszcze raz...zasnelam, z plotek ponoc ruszylismy dopiero o 5 nad ranem juz tak porzadnie bez zawracania..no tak przesunelo sie troszke...O 6.00 budza nas glosy muzyki z glosnikow " No no limits" sprawdzaja bilety i zaraz sniadanie, jakas zupa jak mleczna z ryzem torche i 2 bulki.. Dzieci biegaja, karmienie z cyca po legalu wszedzie, czesc spi , inni wygladaja przez okno,czytaja biblie, mala malpka siedzi pod krzeslam, papugi w kartonie torche krzycza, pan zamiata..No to pierwszy dzien an lodce..co jescze sie
wydarzy hehe...
I wiecie co nikt sie tu nie denrwuje, ludzie zartuja smieja sie..wyobrazacie sobie cos takiego w Europie bo ja nie...juz slysze te skargi, zazalenia, wnioski o zwrot kasy...o mala Rosie biega bez gaciorow i bez pampersa, perfidnie zlala sie na podloge kolo mojej torby...a to dopiero czwartek, wesolo mowie wam!:)
A ciekawy temat smieci...butelki, papierki, resztki jedzenia wszystko jak leci przez okno jak nic do rzeki...przeciez nic im nie powiem...a co to da jak bede wrzucac do kosz jak on i tak zapewne wyladuje w rzece, zle mi z tym ale sie przylaczam...no coz lokalna przygodna w koncu...
No i do Nauty kolejnego portu 12 godzin ( droga ladowa) 1,5 godziny, no nic jak juz pisalam do NAuty na 246 pasazerow ja jedyna gringa tu sie dosiada troche pasazerow i chyba jakis turysta tez.
Ok reszte opisze jutro zmeczona, a dzis mam noc w luksowym hoteliku w Yurimaquas z wlasnym tv i klimatyzacja, nalezy mi sie po 3 nocach z 300 sobami pod jednym dachem!!! W planach pobudka o 5 i w droge do Terapoto ale..hmm nie jestem pewna moze o 11?:)
Ok, dnia nastepnego, jestem przejazdemw Terapoto czekam na autobus do chachapoyas..wiec dalej o lodce...
JUz w czwarteksie zaprzyjazniam z `pasazerami, graja na mym bebnie, plotedzieczynkom i chlopcom...warkoczyki, rozdajebranzoletki..tylko cos malo delfinow widzialam poki co chce wiecej...
Kolejna wioska w ktorej albo wsiadaja albo wysiadaja pasazerowie albo tylko ladunek zostawiaja...a tu naglewsypuja sie..dzieci...z miseczkami pelnymi owocow, ryb, popkornu, sody, normalnie nie iwerzeileich, i nastepnei nasptepne, oby tylkoudalo sie sprzedac jedno mango czyjedno awokado,,jeszcze wiecej nie konczy sie lancuszek dzieci z miseczkami, ojedenchlopiec ma nawetrzywakure..jakbyktos chcial akuratkure kupic to prosze...za 50 centowkupuje posilek, rybe dziwna taka czarnaz juka i za kolejne 50 centowcalego ananasa.ALe uczta, rybaaumado de carrachama...namarkecie widzialam takie dziwne cos wystajace miala pomaranczowe jak jajka, tej parti nie jem i mozgu teznie...ale cotam mam Juriego mowi ze to najlepsze i chetnie wcina to cojazostawiam:)
CHyba rozumiecie dlaczego jeszcze torcvhe chcetu zostac, przygody...przygody.Odplywamy dzieci dalej na pokladzie, koleny przystanek za 10 minut rzeby moglyopuscic lodke, wybiegaja predko wszystkie, papa.
PIatek 13- rano rodzinka czestuje mnie ryba na sniadanie, Palometa, smaczna calkiem bo serwuja znow mleko, a lunch i obiad to standardowo ryz miechem, wiec ja tylko ryz i mieso oddaje zawsze sie chetny znajdzie.. Troche zaczyna sie leniwie..ale wiekszosc dnia schodzi mi na robieniu warkoczykow w nitce, chyba powinnam zaczac kasowactoc to business niezly bylby:) heeh od jutra po 3 sole a co!!
Jest pieknie, nie wiem czy jeszcze kiedys przyjdzie mi cos takiego przezyc, po poludniu jak slonko powoli zachodzi,milo wietrzyk, siedze nagodrnympokladzie i patrze sobie na rzeke,dzungle i razna jakis czas podskakujace delfiny...relaks!
Na jednym z przystankow coz to..co oni sprzedaja...ojej papuzki zielone, biedne na patyku sznurkiem przywiazane..po co komu taka papuga na wolnosc z nimi ale nie jeden pan kupuje a kontrola w Yurimaquas jak zlapia to kara ponoc zakazane!Zeby go zlapakli!
W soboe kolo 15 dobijamy do portu docelowego, ja jeszcze posiedze godzinke moze jakis delfin sie wychyli!!!

wtorek, 10 listopada 2009

Nie planuj za duzo, jestes w Peru, take it easy pare dni w ta czy w ta...

No i nie wyplynelam, lodki sa wedlug rozkladu codziennie ale...dzis zadna nie plynie:) hehe smiac mi sie chce, Europa a tu to dwa rozne swiaty. Ale nic to jeszcze jeden dzien w Iquitos tylko kurcze ja tu spac nie moge z goraca..
W kazdym razie dzis nie bylo wystarczajaco duzo ludzi na lodke wiec nie ruszyli, jutro po polodniu moze sie uda...choc tu to dziala tak...jak beda ludzie wyplyniemy jak nie poczekamy...oh dear..Zaproponowali ze moge se rozwiesic hamak i przeczekac na lodzi noc za darmo ale..nie nie nie...tam sami robole, nawet w taksiczce bylo strach...ale hamaka juz sie nie moge doczekac!:)

poniedziałek, 9 listopada 2009

3 dni lodka

Postaram sie jutro zlapac lodke do Yurimaquas...3 albo dni w hamaczku, ksiazka niezbedna..rowniez menazka lyzka widelec, kubek jak na obozie harcerskim!

niedziela, 8 listopada 2009

ludzie crazole;)


Ale ludzie maja wyobraznie, a ja narzekam na moj beben a dzis poznalismy w odlschoolowym barze dwuch bardzo hippisowskich argentynczykow co podrozuja z...no kto zgadnie kto...chyba nikt, bo Oni podruzuja z pianinem;)lubie ludzi z wyobraznia!!

Malo mile zdarzenie

Tak opisze Wam bo dzis po raz pierwszy mialam nie mile zdarzenie z lokalnym zlodziejem. Okradl mnie, nic cennego, tylko zlapal moje okulary sloneczne jak siedzialam w lokalnym autobusie z kolega Niemcem, rozmawiamy sobie a tu nagle lapa na mej glowie ( bo z powodu upalu nie ma tu szyb) po prostu dran zlapal i zabral moje okulary...a juz zaczynalam sie czuc za bezpiecznie chyba...moze to bylo takie male przypomnienie e trzeba uwazac, tu nic sie nie dalo zrobic, tylko okulary, porysowane byly i tak ale gnoj ze zlodzieja i tyle..trzeba dupe w troki z Iquitos, no moze jeszcze jeden dzien i w srode rusze na lodke na 3 dni ale i tam trza sie miec na bacznosci..Licho nie spi!! Potem caly dzien w zoo mily...sporo malp itp ale zoo jak zoo...

Najpiekniejsza droga Nauta- Iquitos!

WOw, tak slicznie jest na drodze z Nauty, tam dotarlismy rzeka wracajac z dzungli do Iquitos, to jakies godzinka autem ale dookola przecudownie, zielono mi, palmy, palmy palmy i..oj uwaga cos lezy na drodze, spore z daleka widac...co to zwalniamy troche, waz kierowca omija...a nic takiego tylko mala anakonda...mala ..ANAKONDA.... Dla mnie wow on nie wzruszony, co rusz takie widoki..I wcale nie byla mala, no moze nie wielka jak w programie pana Cejrowskiego ale ponad metr na pewno i gruba z auta wygladala...no juz juz bez emocjii Sylwia..to tylko "mala"anakonda:)pomysla by kto...

Dzungla dni 4

wtorek, 3 listopada 2009

wiecej szczescia niz rozumu! a i ciagle pada...




Jade na wycieczke do jungli, ...krokodylki, pirnie, komary itp. Ale udalo mi sie bardzo wynogecjowac cene na 3 dni bom przeciez biedna turystka z plecakiem ,az ze reszta wycieczki jedzie na dni 4 i nie chce im sie organizowac lodki to 4 dzien dostalam gratis!:) Wracam w niedziele czy sobote do uslyszenia!

Domy na szczudlach i malpka fryzjer:) i Amazonka:)