czwartek, 25 lutego 2010

Vilcabamba y Cuenca jak Europa




Toc tu prawie jak w Europie, w przewodniku pisza ze 80procent zyje na skraju ubustwa ale ja jakos tego nie widze, ani z autobusow ani w miesice...sa nie bogaci moze ale porownujac do Peru to ilosc ladnych domow, jak Szwajcaria, Wlochy albo wzgorze Redlowskie i ilosc jeepow i dobrych samochodow..pewnie dlatego ze jade z Peru...
Mniej mamitek w tradycyjnych stojach..
Ale Cuenca ladne miasto, na pewno latwo tu przytyc w EWkwadorze bo na kazdym kroku cukiernia, piekarnia, lodziarnia;)
Wlocze sie turystycznym,i szlakami dzis...i naprawde ladnie, a ile ksciolow i piekna katerdara na placu glownym a w niej ogormna postac no kogo? znacie go dobrze? nasza krew?
I ciekawostka bo kapelusze panama hat nie pochodza z Panamy tylko z Peru, wlasnie z tego regionu Cuenki a dokladniej Montecristi, zwane sa "sombrero de paja toquilla" sparwic sobie taki jeden?;)

wtorek, 23 lutego 2010

Ekwador zakochalam sie znow, dupa wytrzesiona!:)

Co za podroz, spodziewalam sie 4 godzin odbylo sie 12 z poczekankami na kolejne autobusy. Na szczescie rano spotakalam pare Dunczykow i hiszpana i razem udalismy sie w podroz...
Najpierw taksoweczka 6 osob oczywiscie do granicy La Balza...cos tak malego moze byc granica ale moze..potem...2 godzny postoju i kolejne 12 kilomerow przemierzamy w zadziwwiajacym tempie 1,5 godziny...dupy Nam wytrzeslo, teraz rozmumiem co mial na mysli Pan w agencji podrozy....kolejne 2 godzinki postoju juz po stornie Ekwadoru...ale tu slonce jakos mocniej grzeje..mozliwe...i 6 godzin do Vilcabamby...docieramy w nocy, maly luksus udajemy sie wszyscy do hotelu z basenem, sauna....ladnie ale w nocy to nie widac, dopiero po przebudzeniu wow...milo dzien odpoczynku moze udamy sie na maly trekking..
Ale wow juz czuc roznice tu jest ciszej spokojniej, nie ma Pan co chca Ci sprzedac jedzenie na kazdym kroku...i nawet taksowek i mototaksowek brak...dziwne ale mile, cicho i spokojnie, hotel posrod wzgorz...chce wiecej czasu w Ekwadorze:) Ema miala racje...ze mi sie spodoba...troche drozej ale damy rade...
Buziole z Ekwadoru!!!

niedziela, 21 lutego 2010

Ostatni dzien w Peru..auu...




Ten kraj jednak moze mnie cigle jeszcze zaskakiwac...dzis podcielam wlosy za 2sole=2 zlote...nie bylo tu super profesjonalne ale chociaz pan rozczesal moje koltuny..
No wiec postanowilam ominac slawne plaze turystyczne Peru jak Mancora, Piura i ruszylam do wspomnianego wczoraj San Igancio...
I pieknie moja ulubiona strefa klimatyczna, brew jungli;)
W agencji turystycznej odradzili ta droge bo mnie wytrzesie ale bez przesady, lokalni ludzie daja rade to i ja dam...ale faktycznie gringo to tu brak, jedna parke w hostelu spotkalam moze jutro razem pojedziemy do Ekwadoru...ale poza tym sami miejscowi..ale sie dzieci ciesza jak aparat wyciagam to dla nich nowosc pewnie;) leca i sie smieja, fajowo...
Szkoda mi troche wyjezdzac ale tak se mysle ze po przekroczeniu granicy to pewnie nic sie nie zmieni...oprocz waluty na usd wEkwadorze..mam nadzieje ze dalej bedzie pelno takich pysznych owocow!!ach te mango no rozplywaja sie w buziulce...