sobota, 11 lipca 2009

Santiago/ ciao






Jeszcze raz Santiago, tym razem dzien przed wojarza. Nadal miasto no coz dosc smutne, Polska z czasow komunizmu, balagan, smieci, pijani panowie na ulicach, tlum, rynki, kramiki ze slodyczami, nikt sie nie spieszy, zebracy, na glownym rynku panowie grajacy w szachy tudziez inne gry pionkowe, Panie stawiajace tarota , pucybuci i oczywiscie malarze potreciarze....Lenie sie dzis caly dzien tylko wieczorem mala wycieczka na gore z posagiem Matki Bozej ktora wznosi sie nad miastem. Chilijczycy sa bardzo religijni, i o dziwo wiekszosc z nich wie gdzie jest Polska, niektorzy bo przeciez z tamtad jest Papa, Jan PAwel 2. Za to podroznicy jak mowimy ze z Polski to dosc zaskoczeni sa bo czesto jestesmy pirwszymi Polkami jakie spotkali podczas wycieczek po Ameryce.
Jutro spotkanie z grupa, ma byc ponoc tylko 12 osob, mam nadizeje ze do dogadania!I ruszamy na polnoc, pierwsza noc w La Serena, camping...brr...zimno jak tylko o tym pomysle, ale zahartowana ze mnie harcerka, musze podolac!
Ale zobaczycie jakie cudo znalazlam za parkingiem od hostelu, na zabudowanym terenie gdzie remontuja budynek na kolejny hostel, to cudo ma im ponoc sluzyc jako taksowka z lotniska..chyba sie tu jeszcze kiedys wybiore coby sie nim przejchac, hej!

czwartek, 9 lipca 2009

Punto- wulkan











A juz mialam pisac ,ze z dnia na dzien jest coraz lepiej a tu pada caly dzien. Ale nieszkodzi wczoraj mialysmy piekny dzien, 11 godzin na polodnie od Santiago miejscowosc Punto z czynnym wulkanem Bellarica, na ktory Ewa chciala sie wspinac ale z powodu warunkow pogodowych nie moze...za to widoki przesliczne..gdybysmy przyjechaly dzis nie widzialybysmy wulkanu ani gor tyle deszczu, mgly i chmur ale i tak za wczoraj mozemy sie tylko cieszyc bo niektorzy byli tu ponad tydzien i zrezygnowali bo nie widzieli wulkanu... a my wczoraj CUDO. Spacer po miasteczku czuje sie jak w "Przystanku Alaska" podobne uliczki i samochody z mega wysokim podwieszeniem a dookolo gory i lasy i pare szczytow pokrytych sniegiem. No i wybralysmy sie do termicznych zrodel, po drodze mnostwo pasacych sie zwierzakow, norma krowy, owce, koniki ale i ..lamy i strusie!!.no i wymoczylysmy sie po 3 godzniny, nie chcialo sie wychodzic choc skora wygladala jak u staruszek... Potem mialysmy czekac pol godz na autobus ale miesjcowi ktorych poznalysmy w zrodlach zaproponowali ze nas podwioza, wiec prawie jak pierwszy stop w Ameryce Polodniwej!:) Ludzie sa tu niesamowicie mili i pomocni!!! ale z moim hiszpanskim nadal na bakier..musze walkowac slownik ale tu tak ladnie ze nie chce sie siedziec z nosem w ksiazce...mam nadzieje ze z czasem sie przelamie. No nic wiec dzis zamiast 6kilometrowej trasy w parku narodowym jak mialysmy zaplnowane idziemy probowac CHlijskich potraw...choc ich kuchnia nie jest ponoc jakas wow, duzo smarzonych potraw i miecha. Poki co probowalam Empaladas, cos jak Angielskie Pie i Sewiche, to akurat potrawa z surowej ryby w soku z limonek, cebula i papryczkami..pycha, dzis pora na zupe z dynia.
Zdjecia jutro bo w brzuchu burczy! Pozdrowionka z niemal Patagoni, tam tez bym chciala ale czasu brak, nastepnym razem!

wtorek, 7 lipca 2009

Valparadiso






W ciagu dnia wycieczka do Valparadiso 2 godziny autobusem od Santiago!! W koncu czuje, ze jestem w Ameryce Polodniowej. Duzo biedniej, kolorowiej, jeszcze bardziej strach wyjac aparat i doradzaja..nie zabieraj paszportu, nie afiszuj sie..to akurat kiepsko dosc, bo nosic aprat a nim nie psrtykac bo strach ze skradna..miernota, pare razy z ukrycia sie wylonilam, a tak to malym niepozornie...jakosc gorsza...
Maly rejs lodka sobie zafundowalysmy i foki plywaly, to chyba miasto dla zakochanych..same pary dokola...doszlysmy do wniosku ,ze pewnie mieszkaja calymi rodzinami w mieszkankach wiec czulosci musze sobie okazywac poza domem...
Dzisiaj w nocy 12 godzin do Pukon, Ewa chce sie wspinac na wulkan a ja chyba sobie zafunduje gorace zrodelko, boli wszystko po tych nartach...kondycji brak!
Jest i kot, psow spiacych gromady znow...

Andy, Andy, Andy ach to Wy






Wyprawa na Valle Nevado! Pomylilam sie i wypozyczylam narty zamiast deski, sorry....Ale dzieki temu dotrzymywalam chlopakom na deskach kroku a raczej szusu, a moze byli tak uprzejmi i czekali na mnie az dojade ale czasem bylam i pierwsza, chcieli mnie zaciagnac offpiste ale sie nie dalam, no moze raz i bylo bec!
Ladne te Andy, choc szczeze wszystkie gory podobne dosc,maja gore i dol, hehe tyle ze tu wszystkie trasy ponad poziomem drzew wiec dosc przejrzyscie, i roznica od Alp, nie ma kolejek...Tras za to mniej, mniej ludzi to i tyle nie potrzebuja pewnie. Ale trafilismy na pogde, cudna widocznosc, slonko, piegi wyszly...tylko dorgo bardzo, za ten jeden dzien bym pewnie prztrwala tydzien w Ekwadorze, wogle tu drogo im bardzie na polnoc tym taniej ma byc, oby...ale bylo warto, na nartach w lipcu!!Oh yea!!

niedziela, 5 lipca 2009



Po wczorajszym szalenstwie na Bellavista, kilku Pisco Sour, slodko kwasny drink, pychotka, quizie i karcianych grach alkoholowych w hostelu, dzis dzien muzeow! Ukulturalniamy sie, Museo Chileano de Arte Precolombiano i Bellas Artes...na kacu muzea..czemu nie i parogodzinne wloczenie sie po miescie tez dobrze zrobilo!
A po powrocie niespodzinka!!!, plecak sie znalazl i przyjechal do mnie!!!, ciezar spadl mi z barek...kamien z serca...ulga ogranela mnie, nie przyznawalam sie wczesniej ale zaczelam sie juz porzadnie stresowac..choc wizja zakupow wszystkiego nowego na koszt ubezpieczalni jakos mnie podtrzymywala na duchu...ale JUPI nie musi juz byc zakupow, mam niebieskiego misia ktory zawsze ze mna podrozuje, koszulki do wyrzucenia to co jutro starcie z ANDAMI, witaj sniegu ale oo pobudka o 6 rano wiec pewnie zaraz usne!! To jak opozniony lot, zgubienie bagazu to juz sie nic zlego nie wydazy do konca nie? a chwile do trzech razy sztuka, dzis nie zadziala mi karta w bankomacie..musze to wyjasnic ale to by bylo juz trzy wiec teraz tylko good luck!!!!
Spostrzezenie z miasta, Santiago jest pelne bezpanskich psow, w Polsce czy w Angli kompletnie sie ich nie widzi a tu jest ich mnostwo mnowstwo wszedzie spiacych, wszedzie przy muzeach, na chodnikach, trawnikach, przejsciach dla pieszych, te tutejsze psy nie wygladaja ja niedojadajace, ponoc miejscowi dbaja o nie i duzo gorzej jest poruszajac sie na polnoc, bedziemy porownywac..tu troche tak jak w Grecji mi sie kojarzy tylko tam te psy chodza tu spia!!!