sobota, 19 września 2009

wielogodzinna jazda i zmiana planow! i Ecco Trully po raz 3!!

O jezdzie to innym razem..bylo ciekawie..niefirmowym autobusem, zero zasad rozkladu jazdy..ale dojechalam!!
Tak tylko zebyscie wiedzieli gdzie teraz przebywam, z powrotem na farmie HArri Krishna, dobrze mi tu wiec wrocilam na kolejne 10 dni, pomedytuje troche, wroce chyba jako oaza spokoju!;) hehe
Choc od jutra nie bedzie tak spokojnie, maja tu wielkie przyjecie, przyjezdza ich mistrz spirytualny z okazji 25 lecia misji i jego urodzin, mam sie zjechac 500osob, wiekszosc w namiotach. Wszyscy juz chodza podekscytowani, coraz wiecej pomaranczowych ludkow! Ja tam mialam nadzieje sie wyciszyc ale zawsze mozna na plazy sie schawac. W niedziele byl jeden mistrz spirytualny i sporo ludzi, wszyscy sie nim i jego wykladami zachwycaja..a ja nic nie rozumiem, moze nie nic ale malo...tylko spiewac sobie moge, bo to latwe i sie powtarza: Harre Krishna, Harre Krishana, Krishna, Krishna.....
No nic medytuje sobie nad zyciem i co tu dalej robic w tej mojej podrozy, poki co spodobalo mi sie zycie w tej malej komuinie a tu sporo takich, kolejna ktora mam na oku to w jungli i bardziej hipisowska...zobacze najpierw jak znosze komary...

środa, 16 września 2009

Cajamarka! i Cumbe Mayo




Od rana w drodze do Cajamarki! Po drodze znow na gorzystym pustynnym terenie jakas ladna oaza..cos uprawiaja- spytalam pewnej pani w miesice to la cania de azukar, cukier czyli. Wyglada jak z filmow gdzie w Azji jak zbieraja ryz... Na przystanku autobusu jem placek od jakiejs lokalnej pani z kukurydzy zawiniety w lisc..smaczne...
W autobusie poznaje autralijczyka co jedzie na jakis projekt wolontariat z dziecmi w Cajamrce, ale tu duzo tych woluntariatow, uf..;) Beka po przerwie pewna Pni szuka swojej torby..chmm chyba jej wczesniej nie widzialam, nie ma torby zaczyna sie denerwowac ale troche tylko..no tak pomylila autobusy, byly dwa tej samej firmy na przystanku wsiadla do zlego..biedna musi czekac do kolejnej wioski az ja wysadza a tu odleglosci nie po pol ale po pare godzin...no nic siedzi sobie spokojnie,. coz moze zrobic biedna... A za chwile, bo w autobusie upal, jakis koras, blokada, naprawiaja drogi, nie ma na jakis czas przejazdu, czkemy...chyba lepiej w nocy jechac ( choc jak widzialam ta droge w dzien, to czy ja wiem czy chce tu jechac w nocy...troche stromo...) ( mamo, tata przesadzam troche nie denerwujcie sie chce by czytajacy mieli dreszczyk emocji;) hehe)... Docieram do Cajamrki, maszeruje z plecakiem torche sie gubie, spoptykam Szweda co mi pomaga i okazuje ze zostaje w hostelu ktorego szukalam wlasnie. Tak wlasnie sie spotyka ludzi pare razy, podrozujacy z przewodniekeim lonley planet, i wszyscy tansi turysci zostaja w najtanszych polecanych hostelach z przewodnika), w hostelu poznajmemy Karoline Czeszke i idziemy razem cos zjesc...(menu za 5 soli-zupa,. drugie, herbata i deser) ja arroz a la Cubano, niespodzianka, ryz z jajkiem i ...bananem..dalo sie zjesc!
Z rana dnia koeljnego jedziemy razem zwiedzac Cumba MAyo, czarne skaly 30 min od centrum miesta w kturych za kultury Cajamrka tu(przed Inkami) okolo 1000 AD, owczesnie arhitekci zbudowali 9 km kanal by nawadniac miasto..ciekawe, tyle lat temu dobrze sobie poradzili, wszystko zaplanowane i wyliczone. Kanal nie dziala, od lat nie byl uzywany, dokladnie nie wiadomo czy od kiedy przybyli tu Inkowie czy potem...
Potem zwiedzam Cajamrke, ladne miasto, ladna Plaza de Armas. Ja odwiedzam ostatni z Inkowych budynkow w miesice, miejsce gdzie zatrzymany byl wodz Inkowy Athapulta przez Hiszpanow ( ktorzy dotarli do tego miasta po 7 dniowym marszu od oceanu, gdyby nie pomoc mieszkancow prawdopodobnie zgineli by po drodze ale ze wodz Inkowy mial wielumu nieprzychylnuych, w koncu to oni tez sila jakies 50 lat wczesniej przejeli te terany zamieszkiwane przez plemiona kulture Cjamarka toliczni po drodze peklemiona pomogly hiszpanom dostac sie tu) , Francisco Pizzaro na czele, zespol budynkow z kosciolem Belem i muzeum etnograficzne.
W nocy, jednak wole w nocy jedziemy z Karolina busem z powrotem do Trujillo ico dalej jaki plan, wracac na farme Harri Kriszna torche odpoczac, czy moze jeszcze dzienw Huanchaco..a jutro pomysle...

poniedziałek, 14 września 2009

Nieoczekiwane spotkania!

Zeby mi sie to przydarzylo raz to rozumiem ale nie 3 razy..dziwne...
Najpierw owego studenta MArka co poznnalysmy w Limie, 3 razy przypadkowo spotkalam na ulicy...ok moze bo to jedno miasto da sie jakso wytlumaczyc...potem na ulicy tez w Limie zaczepil mnie taki gosciu,Alex, zaczyna nawijac ze mial dziwczyne Polke , ze meiszkal w Europie, itp, itd i nie moze przestac gadac, wykrecam sie ze musze sie zmywac, daje mi namiary na siebie, zaprasza do domu..jasne...spadaj se mysle i w dluga...pare tyogdni potem jak bylismy z ludzmi z Ecco na imprezie z Limie , w turystycznej dzielnicy Milaflores siedze sobie z gitrka kolegi, pale papieroska, kto sie pojawia ALex, ale pomylil mnie z jakas niemka z ostaniegopijackiego wieczoru i nawija po niemiecku...ok wytlumacyzla z eto nie ja chwila gadka szmatka zmyl sie, znow oczywiscie zpalraszal..ble. ble. ble...ok ale zeby tego bylo malo to jak jechalismy do huaraz to sie z Mathhiasem umowilismy w huaral ( tam gdzie mieszka ten Alex) ja z Ewa z Limy, on z volontariatu tak bylo najlatwiej..wiec jest 6 autobus mamy o 11 w nocy co tu robic, mamy pare godzin do zabicia, szukamy jakiejs knajpy, netu...a tu po drodze kogo spotykam no oczywiscie Alexa...20 metrow od jego domu w Huaral...zaprasza nie mamy co robic, sama nie jestem to idziemy i przeczekujemy tam do autobusu, koles nie przestaje gadac o sobie, czestuje winem, nieco sie narzuca ale jestesmy z kolega wiec luz...tylko kelga nie slyszy jego gadek srednio ciekawych..zwlaszcza po winie, no nic znow zaprasza oczywiscie, najlepiej tylko mnie albo Ewe, whatever...ale odprowadza nas na autobus i nawet jedzie z Nami na miejsce spotkania autobusu bo jest podejrzana sytuacja, autobus po nas nie przyjedzie bo za malo osob musimy jechac taksami gdzies go spotkac po drodze, 11 w nocy, Peru...ja tam sie boje wiec Alex jkedzie z Nami dla bezpieczenstwa, w porzadku z jego storny oczywiscie..tylko zeby ciut mnije mowil, jak baba hehe A no i jeszcze zeby bylo malo, zna ludzi np. z tego Volontariatu, to jeszcze ok bo w miare blisko od niego ale rowniez zna wlasciciela hostelu w ktorym zatrzymywalysmy sie w Santiago w Chile...dziwne...
No i po raz 3, jak bylysmy w hostelu w Santiago jeszcze, pierwszy hostel w ktorym sie zatrzymalysmy byl sobie chlopaczek z Autralii Phil co tam pracowal, nawet przystojny to sie zapamietalo...no wiec 2 miesiace pozniej sptkalam Phila przypadkowo w Limie a przedwczoraj..znow na ulicy w Huanchaco...idzemy na kawke wiec..dziwne czy ta Ameryka taka malutka jest...
Dziwne kto tak zawsze mowil...Witek Ty chyba nie?:= pozdrowki!

SORKI ZA BYKI

Jak czytam czasem co napisalam wczesniej to dopiero widze jakie byki sadze, sorki ale nie chce sie wracac i poprawiac, kiedys zrobie korekte..moze...mam nadzieje ze za bardzo nie bodzie w oczy, bede sie starac pisac lepiej po Polsku!! Lo siento!

niedziela, 13 września 2009

Trujillo' Huanchaco



Po nocnej jezdzie pan sympatyczny co siedzial kolo mnie..na szczescie nie gadal za duzo! pakuje mnie do busa do Huanchaco, 12km opd trujillo, blisko plazy wiec zmienilam plan i tam bede spac. Uratowal mnie przed stadem taxsiarzy, ktorzy po prostu po wysjciu z termianala autobusowego rzucili sie na gringe i zaplacilam 1,5 zamiast 15 jako gringa albo 10 jak zaplacilby peruwianczyk!Docieram do hostelu, ladnie, hamczki sa, tylko pochmurno chyba nici z rownania opalenizny..leniuchuje dzis wiec. Huanchaco rybacka wioska slawna z swoich rybackich lodeczek, ksztaltu cygara zwanych "caballitos" (maly konik), ktorych mnostwo na polazy, oczywisice za 5 i turysata moze sie przplynac,z jakims rybakiem, ja sobie podaruje przy takich falach. W weekendy jest to popularne miejsce wsrod samych peruwianczykow, ktorzy przyjezdzaja surfowac!! no faktycznie dzis plaza pelna deskarzy!
A jednak udalo sie , slonko wyszlo chwile polezalam! Sluchajcie musiecie przyjechac, kemping za 5 zl od osoby jak ma sie namiot ja nie mam wiec w dormie za 15, nad woda,Pacyfik, slychac szum fal,surfing,w koncu papierosek i winko, jest pieknie, czy mozna podrozowac taniej...tylko ten bilet...cholerka...a i obudzilam sie kolo wielkiego zolwia znow, tak mi sie zdawalo ze slysze jakies glosy ale nikogo w pokoju...chyba fiksuje..a to ten maly przyjaciel tak sie panoszyl pod lozkami!:)
13.09.09- niedziela, wybierams ie z poznanym francuzem zwiedzac ruiny Las Huacas de Sol i de la Luna, zbudowane kolo 2000AD. Po de la Luna oprowadza nas przewodnik, to swiatynia dawna plemienia Moche, zamieszkiwali te tereny zanim nie zostali przejeci przez Inkow ale juz nie jako Moche tylko Chimu, bo w miedzy czasie zmienili religie i sie przeniesli nieco dalej do Chan Chan, teraz do zwiedzania ruiny Chan Chan ale podaruje sobie, jutro plaza. W kazdym razie Moche przez wiele lat skladali bogom ofiary z ludzi, aby zapobiec katastrofom po latach jak zobaczyli ze nie zadzialalo, zmienili religie i przemianowali sie na Chimu, dalej chodzili do swiatyni Huaca de La luna skladac dawnym bogom ofiary ale juz nie z ludzi. w ruinach poki co znaleziono szczatki 70 osob..nie wiadomo co kryje sie jeszcze tam...Moche mieli zwyczaj budowania nowych swiatyn na starych..troche jak taka rosyjsca baba lalka, wiec generalnie zwidzalismy 5 swiatyn jedna na drugiej...calkiem sporo odrestaurowanych przez arheologow oryginalnych malowidel na scinach, ichniego boga, ktorym byla natura...
Dookola biegaj abrdzo dzine , bym pwoeidzial brzydkie psy...to psy typowe dla tego regionu, Peruwianskie bezsierstnme psy, ktorych temperatura ciala jest wieksza od temperatury normalnego psa ( kolo 40 stopni) i tradycyjnie uzywane byly jako ogrzewacze dla ludzi z artretyzmem.
Po zwidzaniu jade kupic bilet do Cajamarki...slyszalam ze takie srednie maisteczko ale chce pojechac bo bardzo slawne historycznie, to tu hispzanie porwali slynnego Inkowego wodza, historia opisana w kazdej ksiazce o Ameryce Polodniowej, moze przytocze troche jak juz tam bede. Ale dopiero na wtorek jeszcze jeden dzien laby sie przyda!:)