sobota, 14 listopada 2009

Hamakownia- najcudowniejsze przezycie!!!






Ilez traca Ci co lataja samolotami i spia w 5gwazdkowych hotelach...przeciez o to chodzi zeby przezyc to co robia tutejsi ludzie. Przejazdzka lodka jedno z najciekawszych doswiadczen tu!!
Zaczela sie z przygodami, ci ludzie to anioly w Europie juz by byla burza!!! Zanim jeszcze ruszylismy przygody, przygody, harmider, harmider, zamieszanie, haos, zmiany planow....Jade na lodke , mamy ruszyc o 18.30 ja jade o 16.30 zeby zajac dobre miejsce.. choc i tak juz tlum, udaje mi sie rozwiesic hamaczek kolo spokojnej pani, milego pana, bagaz spinam na wszystkie mozliwe sposoby ( wczoraj jedna parke kanadyjczykow nim ruszyli z portu okradli, tzn jak laska si ezagapila to juz jej plecaczka nie bylo z paszportem, i wieloma innymi gadzetami wiec ja uwazam nim nie odplyniemy nie ruszam sie z miejsca i obserwuje) plote swoje branzoletki, zaprzyjazniam sie z mala Esmeralda i chlopaczkiem Jurim...wszyscy ciekawi jednym gringa na pokladzie ( do Nauty potem sie jacys dosiedli, sama posrod 246 peruwianczykow) ciekawie ciekawie....a tu nagle kolo 19.30 (jeszcze nie odplynelismy) ze silnik nie dziala i musimy zmienic lodke, co za beka...setki ludzi zwijaja szybko hamaki, lapia za bagaze , walizy i w dluga..a t jedno male przejscie po schodkach...
Juri przybiega do mnie i pokazuje ze zna skrot noto ok...ruszamy tylna droga rpzez kotlownie i bagazownie gdzie jest cargo ale dpobrze, jestesmy przed innymi dobre miejsca zajelismy przy rodzince Juriego, jego sietrze 16 letniej z roczna coreczka...tak..i mamie...duzo miejsca wygodnie ale..nie minelo pol godziny a tu:) az mi si esmiac che jak sobie przypomne...najpierw dwie lodki prubuja sie polaczyc zeby przeniesc cale cargo przeladowac bagaze a tu nagle....ogloszenie ze z powrotem na pierwsza lodke haha, znow mega zamieszanie, zwlaszcza ze sie rozpadalo, burza piruny, leje i ludzie nie chca isc w deszczu wiec co? lacza lodke przy lodce i dawaj wszystko przez polaczona okna, bagaze ludzie, dzieci..tak podaja sobie niemowlaki jak torby...uff udalo i mi sie przeskoczyc po tym jak musialam podac komus moje torby ale uff sa wszystkie...Po raz kolejny miejsce z rodzinka Juriego, teresa jej coreczka sliczna Rosi i mama..tym razem jest ciasno, mega ciasno...oj nie wy`spimy sie..
Moze w koncu ruszymy, 23...na Amazonce ponoc duze fale z pòwodu burzy i nie bezpiecznie wiec jeszcze postoimy..no przeciez...ale o chyba w koncuy ruszamy, juz teraz to powoli przysypiam w hamaczku...po paru godzinach, ciasno i nie wygodnie, jak sie ktos z boku ruszy to mi sie wbija w bok...( ajk wiatr zawieje to i nawet zimno, po raz pierwszy zino mi w jungli)przebudzam sie jakies swiatla, kolejny port, juz..mialo byc 12 godzin do Nauty kolejnego portu...za szybko chyba...to dalej Iquitos, wrocilismy jednak, za duze fale...prubujemy jeszcze raz...zasnelam, z plotek ponoc ruszylismy dopiero o 5 nad ranem juz tak porzadnie bez zawracania..no tak przesunelo sie troszke...O 6.00 budza nas glosy muzyki z glosnikow " No no limits" sprawdzaja bilety i zaraz sniadanie, jakas zupa jak mleczna z ryzem torche i 2 bulki.. Dzieci biegaja, karmienie z cyca po legalu wszedzie, czesc spi , inni wygladaja przez okno,czytaja biblie, mala malpka siedzi pod krzeslam, papugi w kartonie torche krzycza, pan zamiata..No to pierwszy dzien an lodce..co jescze sie
wydarzy hehe...
I wiecie co nikt sie tu nie denrwuje, ludzie zartuja smieja sie..wyobrazacie sobie cos takiego w Europie bo ja nie...juz slysze te skargi, zazalenia, wnioski o zwrot kasy...o mala Rosie biega bez gaciorow i bez pampersa, perfidnie zlala sie na podloge kolo mojej torby...a to dopiero czwartek, wesolo mowie wam!:)
A ciekawy temat smieci...butelki, papierki, resztki jedzenia wszystko jak leci przez okno jak nic do rzeki...przeciez nic im nie powiem...a co to da jak bede wrzucac do kosz jak on i tak zapewne wyladuje w rzece, zle mi z tym ale sie przylaczam...no coz lokalna przygodna w koncu...
No i do Nauty kolejnego portu 12 godzin ( droga ladowa) 1,5 godziny, no nic jak juz pisalam do NAuty na 246 pasazerow ja jedyna gringa tu sie dosiada troche pasazerow i chyba jakis turysta tez.
Ok reszte opisze jutro zmeczona, a dzis mam noc w luksowym hoteliku w Yurimaquas z wlasnym tv i klimatyzacja, nalezy mi sie po 3 nocach z 300 sobami pod jednym dachem!!! W planach pobudka o 5 i w droge do Terapoto ale..hmm nie jestem pewna moze o 11?:)
Ok, dnia nastepnego, jestem przejazdemw Terapoto czekam na autobus do chachapoyas..wiec dalej o lodce...
JUz w czwarteksie zaprzyjazniam z `pasazerami, graja na mym bebnie, plotedzieczynkom i chlopcom...warkoczyki, rozdajebranzoletki..tylko cos malo delfinow widzialam poki co chce wiecej...
Kolejna wioska w ktorej albo wsiadaja albo wysiadaja pasazerowie albo tylko ladunek zostawiaja...a tu naglewsypuja sie..dzieci...z miseczkami pelnymi owocow, ryb, popkornu, sody, normalnie nie iwerzeileich, i nastepnei nasptepne, oby tylkoudalo sie sprzedac jedno mango czyjedno awokado,,jeszcze wiecej nie konczy sie lancuszek dzieci z miseczkami, ojedenchlopiec ma nawetrzywakure..jakbyktos chcial akuratkure kupic to prosze...za 50 centowkupuje posilek, rybe dziwna taka czarnaz juka i za kolejne 50 centowcalego ananasa.ALe uczta, rybaaumado de carrachama...namarkecie widzialam takie dziwne cos wystajace miala pomaranczowe jak jajka, tej parti nie jem i mozgu teznie...ale cotam mam Juriego mowi ze to najlepsze i chetnie wcina to cojazostawiam:)
CHyba rozumiecie dlaczego jeszcze torcvhe chcetu zostac, przygody...przygody.Odplywamy dzieci dalej na pokladzie, koleny przystanek za 10 minut rzeby moglyopuscic lodke, wybiegaja predko wszystkie, papa.
PIatek 13- rano rodzinka czestuje mnie ryba na sniadanie, Palometa, smaczna calkiem bo serwuja znow mleko, a lunch i obiad to standardowo ryz miechem, wiec ja tylko ryz i mieso oddaje zawsze sie chetny znajdzie.. Troche zaczyna sie leniwie..ale wiekszosc dnia schodzi mi na robieniu warkoczykow w nitce, chyba powinnam zaczac kasowactoc to business niezly bylby:) heeh od jutra po 3 sole a co!!
Jest pieknie, nie wiem czy jeszcze kiedys przyjdzie mi cos takiego przezyc, po poludniu jak slonko powoli zachodzi,milo wietrzyk, siedze nagodrnympokladzie i patrze sobie na rzeke,dzungle i razna jakis czas podskakujace delfiny...relaks!
Na jednym z przystankow coz to..co oni sprzedaja...ojej papuzki zielone, biedne na patyku sznurkiem przywiazane..po co komu taka papuga na wolnosc z nimi ale nie jeden pan kupuje a kontrola w Yurimaquas jak zlapia to kara ponoc zakazane!Zeby go zlapakli!
W soboe kolo 15 dobijamy do portu docelowego, ja jeszcze posiedze godzinke moze jakis delfin sie wychyli!!!

6 komentarzy:

  1. Manatis, takie zwierzatka co ponoc kiedys duzo ich bylo w okolicy ale ludzie zaczeli wybijac i teraz sa pod ochrona i tylko w zamknieciu mozna ogladac...fajne grube takie kule!

    OdpowiedzUsuń
  2. Siwa! te hamaki! zajebiste!!! sluuuuchaj, dobrze ze Ty tam posiedzisz jeszcze troche, bo byc moze bede chciala z Toba deal zrobic - zebys mi zakupila pare takis fajnych kolorowych i poslala do Polandii!!! ale to w nowym roku, jakby moj plan biznesowy wyszedl;)
    Tymczasem ucalaluj manatisy:*

    OdpowiedzUsuń
  3. hej Ema spoko ja sama do domu chce wysla cale szybko lepiej bo w Boliwi tansze sa chyba a ja prawdopodobnie tam za tydzien bede na chwile, bo mi wiza sie skonczla i powinnam opuscic kraj i worcic inaczej kara nie za duzo ale lepiej nie placic! Heja!

    OdpowiedzUsuń
  4. no to póki co jeden dla siebie poproszę:)

    OdpowiedzUsuń