poniedziałek, 14 września 2009

Nieoczekiwane spotkania!

Zeby mi sie to przydarzylo raz to rozumiem ale nie 3 razy..dziwne...
Najpierw owego studenta MArka co poznnalysmy w Limie, 3 razy przypadkowo spotkalam na ulicy...ok moze bo to jedno miasto da sie jakso wytlumaczyc...potem na ulicy tez w Limie zaczepil mnie taki gosciu,Alex, zaczyna nawijac ze mial dziwczyne Polke , ze meiszkal w Europie, itp, itd i nie moze przestac gadac, wykrecam sie ze musze sie zmywac, daje mi namiary na siebie, zaprasza do domu..jasne...spadaj se mysle i w dluga...pare tyogdni potem jak bylismy z ludzmi z Ecco na imprezie z Limie , w turystycznej dzielnicy Milaflores siedze sobie z gitrka kolegi, pale papieroska, kto sie pojawia ALex, ale pomylil mnie z jakas niemka z ostaniegopijackiego wieczoru i nawija po niemiecku...ok wytlumacyzla z eto nie ja chwila gadka szmatka zmyl sie, znow oczywiscie zpalraszal..ble. ble. ble...ok ale zeby tego bylo malo to jak jechalismy do huaraz to sie z Mathhiasem umowilismy w huaral ( tam gdzie mieszka ten Alex) ja z Ewa z Limy, on z volontariatu tak bylo najlatwiej..wiec jest 6 autobus mamy o 11 w nocy co tu robic, mamy pare godzin do zabicia, szukamy jakiejs knajpy, netu...a tu po drodze kogo spotykam no oczywiscie Alexa...20 metrow od jego domu w Huaral...zaprasza nie mamy co robic, sama nie jestem to idziemy i przeczekujemy tam do autobusu, koles nie przestaje gadac o sobie, czestuje winem, nieco sie narzuca ale jestesmy z kolega wiec luz...tylko kelga nie slyszy jego gadek srednio ciekawych..zwlaszcza po winie, no nic znow zaprasza oczywiscie, najlepiej tylko mnie albo Ewe, whatever...ale odprowadza nas na autobus i nawet jedzie z Nami na miejsce spotkania autobusu bo jest podejrzana sytuacja, autobus po nas nie przyjedzie bo za malo osob musimy jechac taksami gdzies go spotkac po drodze, 11 w nocy, Peru...ja tam sie boje wiec Alex jkedzie z Nami dla bezpieczenstwa, w porzadku z jego storny oczywiscie..tylko zeby ciut mnije mowil, jak baba hehe A no i jeszcze zeby bylo malo, zna ludzi np. z tego Volontariatu, to jeszcze ok bo w miare blisko od niego ale rowniez zna wlasciciela hostelu w ktorym zatrzymywalysmy sie w Santiago w Chile...dziwne...
No i po raz 3, jak bylysmy w hostelu w Santiago jeszcze, pierwszy hostel w ktorym sie zatrzymalysmy byl sobie chlopaczek z Autralii Phil co tam pracowal, nawet przystojny to sie zapamietalo...no wiec 2 miesiace pozniej sptkalam Phila przypadkowo w Limie a przedwczoraj..znow na ulicy w Huanchaco...idzemy na kawke wiec..dziwne czy ta Ameryka taka malutka jest...
Dziwne kto tak zawsze mowil...Witek Ty chyba nie?:= pozdrowki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz